Nazywany był królem tenorów. Śpiewał na największych scenach operowych świata, w tym słynnej Metropolitan Opera w Nowym Jorku, podbijał publiczność  Broadway’u.  Zachwycał  w filmach nie tylko głosem, aktorstwem ale i urodą. Zawsze gotowy do śpiewania choćby na ulicy, z balkonu hotelu lub z dachu samochodu. Jan Kiepura, polska gwiazda wszechczasów, syn piekarza z Sosnowca, właściciel „Patrii”, wielkiego hotelu w Krynicy-Zdroju, filantrop. Do dziś pozostaje w pamięci wielu melomanów, mimo że od jego śmierci minęło ponad 50 lat.
 
Jego wykonania popularnych piosenek nadal nie mają sobie równych. – Kiedy miałem przerwę w próbie w Operze Wiedeńskiej i popijałem kawę u Sachera podszedł do mnie mężczyzna i położył mi ręce na ramionach pytając „dlaczego nie śpiewasz moich utworów?” To był Robert Stolz, autor słynnych piosenek Kiepury np. „Brunetki, blondynki”. Mówię, więc, że nie śpiewam, bo napisał te utwory dla Kiepury. A on na to, że skąd! „Pisałem dla wszystkich tenorów, ale on to śpiewał najlepiej”. Dziś mówimy o tych piosenkach, że są z repertuaru Kiepury – wspominał Wiesław Ochman, tenor.
 
Jan Kiepura śpiewał najlepiej, bo też był niezwykle pracowitym artystą. W wywiadzie dzielonym w 1930 roku „Kurierowi codziennemu” mówił: „Opowiem panu taką historję: gdy jeszcze byłem początkującym śpiewakiem, śpiewałem w operze zdawało mi się iż śpiewać może każdy, i dziwiłem się dlaczego mówili, że nie umiem śpiewać. Chcieli mnie nawet „wylać” z opery. Pewnego dnia akompanjatorka moja poradziła mi, abym się wziął do teorji muzyki. Dziwnem mi się to wydało, ale posłuchałem. Otworzyłem więc sobie wtedy w mózgu szufladę, inną szufladę, której dotąd nie otwierałem i zabrałem się energicznie do pracy nad sobą. I tylko dzięki tej wytężonej, usilnej pracy zawdzięczam dzisiejszą moją karjerę. Tak, tak – mówi Kiepura na zakończenie – w życiu człowiek dochodzi do czegoś wyłącznie tylko własną pracą”[pisownia oryginalna – przyp. red.].
 
Pamięć o Janie Kiepurze, najpopularniejszym gwiazdorze scen operowych i operetkowych dwudziestolecia międzywojennego, aktorze, który zagrał w 39 filmach, m.in. Dla Ciebie śpiewamValse BrillanteKsiężniczka czardaszaCzar cyganerii, trwa. Uwielbiała go nie tylko polska i amerykańska publiczność, ale także widzowie teatrów w: Budapeszcie, Pradze, Buenos Aires, Paryżu, Wiedniu, Mediolanie, Monachium, Brukseli, Sao Paulo, Hawanie i Rio de Janeiro. Kochali go nie tylko za piękny głos, ale także za skromność. Bo choć sławny, śpiewał zawsze chętnie dla wszystkich.
Jan Kiepura
 
Wanda Polańska  wspomina swój przypadkowy występ z Janem Kiepurą w 1958 roku w teatrze w Warszawie. – Byłam wtedy bardzo młodą śpiewaczką i na jedno z przedstawień „Wesołej wdówki” przyszedł Jan Kiepura. Został jednak rozpoznany przez publiczność. Widzowie wynieśli go na scenę i krzyczeli: „Jasiek śpiewaj”. Stanął przy mnie - ja kawał kobiety na obcasach, stylowa fryzura, pióra, on drobny, sięgał mi raptem do ramienia - i szepnął mi do ucha: „Mała, musisz mi podpowiadać, bo ja to śpiewam z Martą Eggerth tylko po niemiecku i angielsku”. Odśpiewaliśmy duet „Usta milczą” pięć razy – wspominała artystka po latach.
 
Jego kariera układała się niczym w filmie. Miał szczęście do ludzi i miejsc. Jego pierwszy koncert odbył się w 1923 roku w Sosnowcu w kinie „Sfinks”. Potem była Warszawa, Lwów, Poznań, Toruń, Bydgoszcz, Inowrocław, Grudziądz i znowu Warszawa. Ale jego występy w stolicy Polski nie przyniosły mu sukcesu, jakiego oczekiwał, więc postanowił wyjechać. Zdecydował się na Paryż, ale wybrał się tam przez Wiedeń, miasto, które go tak wciągnęło, że w nim pozostał.
 
Znów miał szczęście i w Wiedniu zainteresowały się nim dwie wpływowe osoby: Franz Schalk, dyrektor Opery oraz znakomita śpiewaczka Maria Jeritza. Jan Kiepura w 1926 roku zaczął podbijać publiczność i krytykę Wiednia. Wszystko zaczęło się od opery Tosca Pucciniego, w której wystąpił u boku  Marii Jeritzy  zyskując taki sukces, że prasa obwołała go „królem tenorów” oraz „następcą Carusa”. Potem była partia księcia Kalafa w Turandot Pucciniego i kolejny sukces, później Cud Heliany Korngolda. Koło kariery zaczęło się szybko kręcić. Debiut w mediolańskiej La Scali w 1929 roku tylko umocnił jego już świetna pozycję. Nadeszły więc kolejne propozycje, zwłaszcza te filmowe, które uczyniły z Kiepury powszechnie znaną na świecie gwiazdę.
 
Wiesław Ochman, podkreśla, że Jan Kiepura bardzo świadomie dobierał określony repertuar. – Wydaje mi się, że Kiepura bardzo dobrze prowadził swoją karierę operową, choć nie była ona długa. Śpiewał te partie, które absolutnie się w jego głosie mieściły i które pozwalały mu błyszczeć. Np. opery takie jak: Cyganeria, Rigoletto, Turandot, Tosca – wspomina artysta. – On śpiewał dla tłumów. Mówią do dziś o nim Jasiu, Janek, tak się nie mówi o gwiazdach operowych. To świadczy o tym, że był powszechnie znany i lubiany. Był taki bezpośredni. Ot, taki kolega, który mówi: „chodźcie, ja wam coś zaśpiewam”. On miał śpiew w swojej naturze. Oczywiście dysponował też wspaniałą techniką. Niektórzy uważają, że śpiewać może każdy. Owszem to prawda, ale nie każdego chcą słuchać. Kiepurę chcieli.
 
Jan Kiepura osiągnął wszystko o czym może marzyć artysta: zawodowe spełnienie, sławę, majątek. Za zarobione w filmie pieniądze wybudował w Krynicy w latach 1932-34 nowoczesny hotel „Patria”, w którym znajdowały się apartamenty dla jego rodziców, którzy prowadzili pensjonat  oraz dla niego, dzięki czemu bywał w Krynicy. To właśnie w „Patrii” spędził z Martą Eggerth miodowy miesiąc. Przyjeżdżał także później, choćby w zimowych sezonach. Miał nadzieje, że zarządzanie „Patrią” będzie jego zajęciem na starość. Wojna i polityczny powojenny podział świata przekreśliły te plany.
 
W 1958 roku odwiedził Krynicę-Zdrój incognito. Mieszkał w apartamencie Nowego Domu Zdrojowego, obejrzał „Patrię”, gdzie został przyjęty niezwykle ciepło. W towarzystwie krynickich notabli przeszedł  po wszystkich piętrach hotelu. Obejrzał cały budynek i wyraził zadowolenie, że jest w dobrym stanie. Porozmawiał na osobności także z Teofilem Doroszem, konserwatorem jeszcze sprzed wojny, oraz ze swoją pokojową Marią Kosciółek. Z sentymentem patrzył na hotel, choć podobno nie miał żalu do Polaków, gdyż za upaństwowienie „Patrii” otrzymał odszkodowanie.
 
Dziś Jan Kiepura ma swój pociąg, ulice, pomniki, tablice, a także, a może nawet przede wszystkim, festiwal w Krynicy-Zdroju, który od 1967 roku nie pozwala zapomnieć o wielkim polskim śpiewaku.
Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz
 
(wszystkie wypowiedzi artystów użyte w tekście pochodzą z książki „Dla Ciebie śpiewam”
pod redakcją Agnieszki Malatyńskiej-Stankiewicz, opublikowanej przez Centrum Kultury w Krynicy-Zdroju i Gminę Krynica-Zdrój)